Jean-Pierre Roy, narciarz z Haiti - Fot. RUBEN SPRICH REUTERS
Oficjalna bluza reprezentacji Haiti - Fot. RUBEN SPRICH REUTERS
Jean-Pierre Roy, narciarz z Haiti (z prawej) i jego francuski trener Thierry... - Fot. RUBEN SPRICH REUTERS
Jean-Pierre Roy, narciarz z Haiti - Fot. RUBEN SPRICH REUTERS
Jean-Pierre Roy, narciarz z Haiti - Fot. RUBEN SPRICH REUTERS
"Na stromych oblodzonych stokach na których narciarze rywalizują w alpejskich mistrzostwach świata, Haitańczycy widywani są równie rzadko jak dziadkowie. Prezydent Narciarskiej Federacji Haiti, kapitan reprezentacji i jedyny zawodnik w jednym kwalifikuje się do obu kategorii" - zaczyna depeszę poświęconą Roy'owi agencja Reuters.
Dwa dni śniegu na Haiti
Skąd się wziął samotny aktywista narciarski z małej karaibskiej wysepki, zniszczonej przed rokiem w wyniku trzęsienia ziemi?
- Są może dwa dni śniegu na ponaddwutysięcznym szczycie, jeśli mamy szczęście - opisuje warunki śniegowe na Haiti Roy. Gdyby mieszkał na wyspie, pewnie nigdy nie miałby okazji spróbować narciarstwa. Gdy miał dwa lata, z rodzicami wyjechał jednak do Francji, w której mieszka do dziś. - Moje serce jest we Francji , ale moje korzenie są na Haiti - mówi Roy, który jeździ na nartach co roku od ukończenia ósmego roku życia.
- Jestem całkiem dobrym amatorskim narciarzem. Na zwykłych stokach nie mam problemów, ale tu jestem ciężko przerażony - mówił po przybyciu do Garmisch-Partenkirchen, gdzie w tym roku odbywają się mistrzostwa świata.
Załóż sobie federację
- Moim celem było, żeby mówiło się o Haiti w pozytywnym kontekście. Kiedy mówicie o mnie, nie mówicie o nieszczęściu i katastrofie, ale o narciarzu - tłumaczy dziennikarzom.
Haitańska federacja to osobiste dzieło Roy'a, który sam ją zarejestrował w Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS). - Byli bardzo pomocni, szybko odpowiedzieli na moje maile - wspomina. Większy problem miał z uzyskaniem zgody w kraju. - Próbowałem skontaktować się z urzędnikami rządowymi, ale jeden był zbyt zajęty a inny utknął na Kubie w związku z huraganem. Ale potem znalazłem kogoś, kto znał kogoś, kto znał kogoś... i jakoś to rozwiązaliśmy - śmieje się.
Kiedy zarejestrował federację, przyszła pora na pierwszy start. - Pomyślałem: to nie żart, teraz muszę to zrobić - mówi. W listopadzie na pierwszych zawodach nikt nie brał go poważnie. - Śmieli się, mówili, że nie powinno mnie tu być. W dodatku trafiłem na najgorsze warunki w życiu: było ślisko, mgliście i startowałem jako 92. Ale ukończyłem przejazd i zająłem 25 miejsce, bo 67 z rywali wypadło z trasy. Od tego się zaczęło- wspomina.